H

niedziela, 4 października 2015

2. Welcome

-Cześć tato-Powiedziałam w myślach. Nie czekając na odpowiedź podeszlam blizej aby poprawić świeże kwiaty. Stalam koło Raya w kompletnej ciszy póki nie przemówił. -Myślę, że byłby z ciebie dumny. Uniosłam brew w zapytaniu. -Jesteś bardzo dzielna Jade-Uśmiechnął się lekko. -Myślę, że odziedziczyłam to po nim-Zaśmiałam się.

Nagle w moich oczach pojawiły sie łzy tęsknoty, lecz nie pozwoliłam im wypłynąć. Moje ręce lekko drżały. Rayan widząc to zaproponował powrót do domu. Zgodziłam sie bez wahania. Za dużo wrażeń. Ruszyliśmy w stronę samochodu. -To nie wstyd okazywać uczucia. Nikt nie jest niezniszczalny. Każdy zaznał i jeszcze zazna wiele ran. Nie tylko fizycznie-Mruknął Ray po czym potarł moje ramię. Uśmiechnęłam się krzywo i odjechaliśmy. -bym zapomniał-Wyglądał na zmęczonego-jutro na spotkanie przyjeżdża ekipa z Kalifornii. Niestety jedna osoba nie ma gdzie przenocować, a tylko ty masz wolny pokój. Mogłabyś ją przenocować?-Spytał z nadzieją. -Pewnie-lekko ochrypiałam.Moje oczy wciąż skierowane były w stronę szyby samochodu. Wychodziłam właśnie spod prysznica gdy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Okrylam ciało recznikiem i wyszłam z łazienki. Zdążyłam jeszcze spiąć włosy w niesfornego koczka. -Czy zastałem Jade Middleton?-Dopiero wtedy zauważyłam, że chłopak stał z wielkim plecakiem i podręcznym bagażem. -Tak. Ty jesteś ten z przyjaznej ekipy z Kalifornii? -Chyba-Wygadał na zmieszanego. Spojrzał szybko na moje prowizoryczne ubranie po czym szybko spojrzał na swoje ręce.

-Sory za to, masz beznadziejne wyczucie czasu-Pokazałam ręką na ręcznik i wpuściłam chłopaka do mieszkania. Zważywszy na wyczerpanie nowego współlokatora wskazałam mu drzwi do łazienki aby się odświeżył. -Dzięki-rzucił w odpowiedzi i zniknął za drzwiami toalety. Wykorzystując to skierowałam się prosto do mojego pokoju. Zsunęłam ręcznik. W jego miejsce założyłam białą, obcisłą bieliznę, którą zawsze zakładałam do każdej misji. Dół byl nieco krótszy od zwykłych spodenek, a góra to dobrze dopasowany sportowy stanik. Zarzucilam na to wielki czarny sweter i czarne spodnie. Wyszłam z pokoju z nadzieją, że współlokator opuścił łazienkę. -Jestem Justin tak w ogóle-Skinął głową. -Jade, ale to juz wiesz-lekko się zaśmiałam. -Pierwsze drzwi po lewej to twój pokój, rozpakuj się i rozgość. Mój pokój to świętość, nie wchodzić-Wskazałam na drzwi od sypialni i posłałam ostrzegawcze spojrzenie. W odpowiedzi pokiwal głową. Justin Byłem wściekły gdy przydzielili mnie do mieszkania jakiejś laski. Zapukałem niepewnie w drzwi i się trochę odsunąłem. Sam budynek byl stary, a o klatce nie wspomnę. Nagle drzwi się otworzyły i ujrzałem w nich najpiękniejsza dziewczynę jaką kiedykolwiek widziałem. Nie oceniajcie mnie, wyglądała jak bogini.Udalem niewzruszonego i spytałem czy to mieszkanie Jade Middleton. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na to w co była odziana. Stało przede mną wysportowane i zgrabne ciało przykryte tylko ręcznikiem. -Sory za to, masz beznadziejne wyczucie czasu-Odwrocilem wzrok. Dopóki się nie odezwala robiła naprawdę dobre pierwsze wrażenie. Wszedłem niepewnie do mieszkania. Byłem nieco zmęczony. Jade zaproponowała mi skorzystanie z toalety, jakby czytała mi w myślach. Wszedłem do szarej łazienki z pękniętą gdzieniegdzie farbą. Odkręciłem kurek i obmylem sobie twarz. Spojrzałem w lustro i zauważyłem wielkie sińce pod oczami. Potrzebowałem snu. Wyszedłem z łazienki. Zwróciłem uwagę na całkowicie (niestety) ubraną Jade, wiec postanowiłem sie przedstawić. -Jestem Justin tak w ogóle-Zlekceważyłem chęć poprawienia sobie włosów. Zamiast tego lekko skinąłem. Dopiero teraz mogłem lepiej przyjrzeć się nowej znajomej. Miała wielkie oczy i perfekcyjne usta. Ideał kobiety, można powiedzieć. Mimo wszystkiego wyglądała mało przyjaźnie. Gdy juz oprowadziła mnie po mieszkaniu postanowiłem sie rozpakować. Zrzucilem swój plecak na łóżko i wyciągnąłem z niego pudełko z bronią i nabojami. Nigdzie sie bez tego nie ruszałem. Przeczesałem ręką włosy i rzuciłem sie na łóżko. Pod mym ciężarem lekko zaskrzypiało. Poprawiłem poduszkę i odpłynąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz