H

czwartek, 20 sierpnia 2015

1.  Memories
Minął rok od śmierci taty. W tamtą noc wyeliminowaliśmy przeciwników. Ogarnęła mnie wielka furia, kolejne strzały wywoływały histeryczny śmiech. Do dziś czuję niedosyt. Równie dobrze mogłam wszystkich powoli i okrutnie torturować, winiąc każdego za śmierć mojego ojca.
Tydzień po całej tej akcji musieliśmy ustalić kto zostanie nowym przywódcom. Większość była za dobrym przyjacielem taty-Rayanem. Był to dobrze myślący mężczyzna, godny zaufania. Po dziś dzień nienagannie sprawuje się na swoim stanowisku. Obawiałam się, że po śmierci ojca karzą wyrzucić mnie z gangu lecz tego nie zrobili. Byłam jedyną dziewczyną, ale nigdy nie pozwalałam nikomu na specjalne traktowanie.
Wstałam leniwie z łóżka po kilku godzinach snu.

 Mieliśmy jedną z tych bezpieczniejszych misji. Wraz z Coltonem, Jack'em, Matthew i Bradem pojechaliśmy na obrzeża Miami aby odebrać paczkę. Instynktownie wyczułam, że nie będzie to aż tak łatwe, więc na wszelki wypadek wzięłam ze sobą broń. Choć jednak nie było potrzeby abym jej użyła, czułam się z nią odważniej i bezpieczniej.

Skierowałam się do łazienki aby wziąć relaksującą kąpiel. Nalałam byle jakiego płynu i obmyłam się z wszystkiego. Poczułam lekkie szczypanie na ramieniu. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to czy nie zostałam czasem skaleczona. Zauważyłam dużo zadrapań na nogach i rękach. Delikatnie dotknęłam rany na obojczyku i ją obmyłam. Ból nie był intensywny, miewałam gorsze kontuzje, Wychodząc, owinęłam ciało ręcznikiem. Podtrzymując się poniszczonej ściany wytarłam lustro z pary. Spojrzałam na spuchnięte oczy i sińce. Związałam włosy i zaczęłam się ubierać; założyłam zwykłe leginsy i czarną koszulkę. Wysuszyłam włosy i wszyłam z łazienki. Odruchowo wzięłam do ręki średni nóż i rzuciłam w tarczę. Trafienie w sam środek nie robiło na mnie już większego wrażenia. Usiadłam na kanapie przed telewizorem włączając stację z muzyką. Rozejrzałam się po mieszkaniu; nie było ono najpiękniejsze na świecie, lecz tu się wychowałam, to jest moje gniazdko i nigdy nie chciałam z niego wylecieć. W dalszych rozmyśleniach przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Cześć Jade!-Uśmiechnął się Colton.
-O jezu, znowu Ty-Udałam wielką irytację i wpuściłam przyjaciela do domu.

-Ładnie dziś wyglądasz-Wyszczerzył się.
-Przestań mnie podrywać!-Wywróciłam oczami, nabijając się z niego.
-No weź...Wyglądasz tak olśniewająco, że twój blask rozświeca moją czarną duszę-Mruknął uwodzicielsko, na co parsknęłam.
-Przysięgam, zabije cię jeśli się nie zamkniesz-Wybuchłam śmiechem. 
Wszyscy wiedzieli, że nienawidzę jak ktoś przypomina mi, że jestem tą stereotypowo słabą płcią przez komplementowanie mnie. 
-Nie gniewaj się, miałem chwilowe natchnienie-Powiedział podnosząc ręce w geście obronnym. W odpowiedzi rzuciłam w niego poduszką.
-To jak już cię po wkurzałem-możemy jechać?-Spytał najbardziej denerwujący współpracownik świata.
Szturchnęłam go lekko w ramię, po czym ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam z budynku. Wsiadłam do samochodu Coltona od strony pasażera i zapięłam pasy. Nie żebym bała się prędkości, czy wątpiła w zdolności przyjaciela, po prostu zawsze wkurza mnie ten irytujący dźwięk gdy się ich jednak nie zapnie.
-Widocznie biedaczek jeszcze nie wie jak to wyłączyć-Wyśmiałam go w duchu.
Jadąc do "krypty" jak zwykle wygłupialiśmy się i biliśmy dla zabawy.
-Wiesz co, Jade?- Zapytał nagle z udawaną powagą.
-Nie wiem, ale pewnie zaraz mi powiesz-Wywróciłam oczami.
-Byłabyś beznadziejną żoną.
Spojrzałam na niego z udawaną urazą trzymając rękę na sercu.
-Serio, współczułbym twojemu przyszłemu mężowi-kontynuował-ubierasz się tak skąpo, kusisz, a podejrzewam, że gdyby chciał cię chociaż lekko objąć odruchowo obcięłabyś mu jaja i powiesiła na choince na Boże Narodzenie.
Spojrzałam na niego poważnie i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem

Faktycznie, nie pozwalałam się nikomu dotykać, ale tylko dlatego, że nie lubię kontaktów fizycznych z innymi osobami, nieważne czy z podtekstem emocjonalnym czy nie. Między innymi dlatego też unikam związków. 
Dojechaliśmy na miejsce w miłej atmosferze. W dobrym humorze udaliśmy się w stronę sali głównej. Usiadłam obok Jack'a, czekając na powód zwołania spotkania. Wolałam spędzić ten dzień na siedzenie obok grobu taty, ale również na szczerej rozmowie z sobą samym. Był to dość nostalgiczny dzień, nie chciałam więc robić żadnych zleceń.
-Witam. Zastanawiacie się pewnie co tu robicie. Będę się streszczał-mam również sporo spraw osobistych.
Czułam jakby to ostatnie zdanie było skierowane do mnie gdyż wymawiając je posłał mi smutny uśmiech. 
-W sobotę szykuje się coś wielkiego. Postanowiłem połączyć nasze siły z zaprzyjaźnionym gangiem. Tym razem nie będzie to rabunek-Wypowiadając ostatnie słowa, włączył ekran, na którym w ułamku sekundy pojawiła się mapa Miami.
-Jak już wspomniałem będzie to ciężkie zadanie, lecz mamy o co walczyć. Celem tej akcji jest odzyskanie zabranych nam wcześniej rzeczy. Mowa tu o kilku samochodach. Pojazdy te nie były zwykłe-Przełączył na kolejny slajd z dwoma czarnymi ssc tuatarami.
-Jest o co walczyć- jak wiecie to gówno jest cholernie drogie. Tym razem musimy się bardziej przygotować. Szczegóły jutro-Ogłosił Rayan i wszyscy nagle ruszyli z miejsca.
Chciałam podążyć za resztą drużyny lecz ktoś za torował mi drogę. 
-Jadę zaraz na cmentarz, czuję nagłą chęć rozpłakania się w miejscu publicznym-Mrugnął, po czym kontynuował-chcesz się ze mną zabrać?
W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Zabrałam swoją kurtkę i ruszyłam z stronę samochodu Rayana.
-Twój ojciec pewnie nie chciałby abyśmy w ogóle o nim pamiętali. Zawsze był wrażliwy na cierpienie innych. Chciałby abyś żyła normalnym życiem i nie wracała do przeszłości.
Dobrze wiedział, że to się nie stanie. Wolałam mu jednak nie odpowiadać i zakończyć temat. Reszta podróży minęła nam w kojącej ciszy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz