Życie każdego człowieka można porównać do kroczenia wzdłuż ciemnego korytarza.Są dwie opcje-próbujesz znaleźć inne wyjście, robisz coś ryzykownego i niepospolitego, lub idziesz prosto bez namysłu w poszukiwaniu celu. W tamtym czasie byłam osobą, która zdecydowanie nie lubi monotonii.
Przejrzałam się ostatni raz, poprawiając moją skórzaną kurtkę. Rozczesałam włosy i spięłam je w kucyk. Ostatni raz zerknęłam na zegarek i wyszłam, chowając pistolet za kurtkę. Zamknąwszy drzwi do mieszkania, od razu poczułam zapach pleśni, która znajdowała się na suficie klatki schodowej. Zbiegłam szybko w stronę wyjścia, unikając windy. Uznałam, że jest to dobra rozgrzewka przed misją. Sprawnie wyjechałam z garażu czarnym kawasaki ninją H2R, założyłam kask i popędziłam w stronę "krypty". Czułam zimne powietrze, które raniło moje gardło przy każdym wdechu jak małe igiełki. W ciągu kilku minut byłam na miejscu. Zsiadłszy z mojego jedynego dobytku życiowego, zdjęłam kask i rozpięłam lekko kurtkę. Szybkim krokiem szłam w stronę drzwi frontowych. Z zewnątrz budynek wyglądał na zwykłą, starą i opuszczoną fabrykę. Wewnątrz wyglądał zupełnie inaczej. Wokół sali obrad znajdowały się gabloty z różnego rodzaju sprzętami i gadżetami. Wszystko było idealnie podświetlone aby nie trzeba było niczego szukać. Na środku stały czerwone, skórzane kanapy ułożone w literę U z wielką ławą na środku. Na przeciwko stał duży ekran i dwa komputery. Zazwyczaj na nich przedstawiane były plany i przebieg danej misji. Podłoga była pokryta antypoślizgowymi płytkami, z zupełnie niewiadomego mi powodu, a ściany były pomalowane na szaro. Wchodząc od razu poczułam, że atmosfera w pomieszczeniu robi się dziwnie niezręczna. Na ekranie widniała mapa z zachodnią częścią miasta. Napad był zdecydowanie ciężką sprawą i mimo, że nasza ekipa składa się z samych doświadczonych osób, o oczach niektórych członków można było zauważyć lęk i niepewność. Usiadłam na oparciu kanapy choć była ona duża i spokojni bym się na niej zmieściła. Słuchałam uważnie przedstawianego planu.
-Stawiamy wszystko na ofensywę i zachodni front. Rozdzielamy się na dwie grupy, po 10 osób. Jedna dziesiątka idzie od strony wschodniej na zachodnią, a druga z południa. Zajdziemy ich od tyłu, rozpoczniemy rabunek, następnie wyjdziemy frontowymi drzwiami i zlikwidujemy resztę ochrony. Nie będzie żadnych świadków. Musimy sprawić by adresat myślał, że ładunek nie został dostarczony. Liczę na waszą precyzję, dokładność i spryt. Żadnych śladów-zapamiętać!-Były to ostanie słowa przywódcy gangu(nieoficjalnie-mojego taty) zanim wszyscy się rozeszli. Napad miał mieć miejsce dziś wieczorem. Skierowałam się w stronę magazynu z bronią. Sięgnęłam po deagle'a. Nie byłabym sobą gdybym nie zabrała również noża. Umiałam zdumiewająco rzucać tego typu bronią już weku 12 lat. Teraz, dzięki wprawie, moje zdolności wzrosły zaskakująco i dostałam pozwolenie na korzystanie z noża podczas misji. Poprawiłam bandaż na kostce, który musiałam nosić przez kontuzję i byłam już gotowa. Wyszłam z magazynu i skierowałam się w stronę siłowni. Było to również miejsce do szkolenia się w różnych sztukach walki i do szlifowania swoich umiejętności celnego strzelania. Ściągnęłam swoją skórzaną kurtkę pozostając wyłącznie w czarnej bokserce i skórzanych, obcisłych spodniach. Zaatakowałam pierwszego manekina nożem. Zrobiłam unik w momencie uderzenia i wbiłam mu go prosto w serce. Odskoczyłam w drugą stronę robiąc obrót w powietrzu i odrywając głowę manekinowi. Otarłam szybko pot z czoła i ruszyłam na przemieszczającego się wroga. Po treningu, który zakończyłam na strzelnicy poszłam wziąć szybki prysznic w łaźni. Zastanawiacie się pewnie skąd w takim pozornie zwykłym miejscu tyle sprzętów, pomieszczeń i gadżetów? Zajmujemy się obrabowywaniem dużych firm, zakładów, mamy więc więcej pieniędzy niż typowy milioner. Mimo, że jest na tylko 20 jesteśmy bardzo dobrze wyćwiczeni i nie ma dla nas rzeczy, z którą byśmy sobie nie poradzili. Gotowa, udałam się do sali obrad gdzie czekali już wszyscy członkowie naszej "drużyny". Zawsze śmieszyło mnie to w jaki sposób siebie nazywamy. Brzmi to jakbyśmy robili coś zupełnie normalnego-pozory. Ruszyliśmy w stronę "firmowego" land rovera i pojechaliśmy w kierunku placu koło portu we wschodniej części Miami. Jechałam wraz z Matthew, Jackiem, Bradem i Coltonem. Byli nieco starsi ode mnie- z wyjątkiem ostatniego z wymienionych. Świetnie się z nimi dogadywałam, byli dla mnie jak bracia. Reszta drużyny była w wieku ponad 30 lat. Ciężko było mi cokolwiek z nimi ustalić. Poza tym pozakładali już własne rodziny był już dla nich mniej ważny, a wręcz starali się z tego wyplątać. Rzecz w tym, że jak raz już się w to weszło, nie można się wycofać. To cena jaką płacimy za bycie obrzydliwie bogatymi. Według planu wraz z Jackiem, Coltonem i Bradem zajść od strony wschodniej. Była godzina 2:25. Trzymałam pistolet w mocnym uścisku i traktowałam go jak przedłużenie własnej ręki. Otworzyliśmy dyskretnie drzwi starego magazynu i weszliśmy jeden za drugim. Rozstawiliśmy się po kątach i czekaliśmy na resztę. Magazyn okazał się wielki i przedostanie się na front zachodni było nie lada wyzwaniem. Jako pierwszy wyszedł Colton. Skradł się do samego końca aby nie zwrócić uwagi wrogów. Następna szłam ja. Przeturlałam się na drugą stronę robiąc bezgłośne obroty w przód. Colton widząc moje zdolności jak zwykle wywrócił oczami, po czym uśmiechnął się i poklepał po plecach. Po chwili reszta załogi była już po drugiej stronie. Rozpierała mnie duma-byliśmy pieprzonymi żółwiami ninja! Wiem, że mój optymizm i dobry humor nie był odpowiednią emocją, którą powinnam odczuwać podczas tak trudnego zadania. Ryzykowałam życie, jak wszyscy, ale żarty i śmiechy były najlepszym lekarstwem i odskocznią od stresu. Staliśmy przed drzwiami do pomieszczenia gdzie znajdował się nasz towar. Bez namysły otworzyliśmy drzwi i wbiegliśmy do środka. Naszym oczom ukazała się 20 osobowa grupa celująca w nas wszystkich. Kątem oka zauważyłam mojego ojca, który stał niewzruszony z wyciągniętą M4. Staliśmy w bezruchu i patrzyliśmy na nich pogardliwym wzrokiem.
-Widzę Tyson, masz zgraną ekipę-Splunął jeden z wrogów.
-Słyniemy z dobrych manier. Chcieliśmy zaopiekować się twoim towarem-Odpowiedział nasz przywódca. Dobrze wiedziałam jaki ma plan-rozwścieczyć wroga i sprawić aby stracił kontrolę.
-Możemy pójść na kompromis-kontynuował-oddam ci tą stertę gówna w zamian za twoją uroczą córeczkę-Wskazał na mnie palcem na co nabrałam więcej pewności siebie. Spojrzał na mnie zadziornie i mrugnął.
- Możesz pomarzyć-Ojciec rzucił się na wroga z wielką siłą. Nigdy nie pomyślałam, że mógłby zrobić coś tak bezmyślnego. Wymierzył mu mocnego prawego sierpowego. Nagle pod wpływem uderzenia opadł na podłogę i teraz to mój ojciec był obkładany pięściami. Poczułam piekące łzy. Tyson szybko wyrwał się z uścisku i kopnął przeciwnika z pół obrotu. Gdy miał wymierzyć ostateczny cios, rozbrzmiał wielki huk i padł bezwładnie na podłogę. Czułam jakby czas się zatrzymał. Poczułam mocne ukucie w sercu i zaczęłam wyrywać się z uścisku Coltona. Ostatnią rzeczą o jakiej marzyłam to zabić każdego z przeciwników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz