H

wtorek, 27 października 2015

14. Party

Justin
Byłem nieco oniemiały całą tą sytuacją. Nie spodziewałem się zaakceptowania zaproszenia- a jednak. Za godzinę miała zacząć się impreza więc wziąłem szybki prysznic,
ułożyłem włosy i byłem gotowy. Usiadłem leniwie na kanapie w salonie czekając na moją współlokatorkę. W telewizji leciało akurat "Catfish", co było o wiele lepsze
od tych wszystkich głupich programach o ciążach nastolatek czy wybieraniu partnera poprzez konkursy. Po 20 minutach z pokoju wyszła Jade. Muszę przyznać, że wyglądała
cudownie.

-Możemy jechać-Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
Wstałem więc i biorąc jej ręke wyszedłem z mieszkania. Poczekałem aż Jade zamknie drzwi i zbiegłem po schodach. W duchu śmiałem się jak niezdarnie robi to Jade,
gdyż miała okropnie wysokie buty.
-Dokąd tak właściwie jedziemy?-Spytała wsiadając za mną do samochodu.
-Zobaczysz-Mrugnąłem, na co wywróciła oczami.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku; była idealna.


 Przez całą drogę patrzyła w okno więc mogłem spokojnie na nią patrzeć. Od razu zwróciłem uwagę na kilka jej nawyków:
zawsze stuka palcami w rytm własnej melodii i nieustannie poprawia włosy. Zaśmiałem się do siebie gdy znowu to zrobiła.
-Co cię tak śmieszy?
I znowu te jej piękne oczy.
-Nic, śmieje się z ciebie-Rzuciłem jej przelotny uśmiech.
-Nienawidzę cię-Odburknęła oburzona.
To słodkie.
Po chwili jazdy dotarliśmy na miejsce. Klub był dokładnie taki sam jak go zapamiętałem. Całą ulice zapełniały tłumy ludzi. To dość popularne miejsce. Wysiadłem z
samochodu po 10 minutowej próbie zaparkowania blisko klubu. Podbiegłem do drzwi od strony Jade i pomogłem jej wysiąść. Uśmiechnąłem się i wziąłem ją za rękę.

Jade
Byłam nieco przerażona. Słyszałam za sobą kilka gwizdów na co mnie zemdliło. Nie czułam się bezpiecznie bez żadnej broni; w okropnie niewygodnych szpilkach i krótkiej
sukience moje ruchy były znacznie ograniczone, więc nie miałabym możliwości ewentualnej obrony. Czując jak Justin ściska moją dłoń na znak abym się zrelaksowała
zaczęłam się uspokajać.
-Chcesz drinka?-Spytał Justin próbując przekrzyczeć muzykę.
-Pewnie!-Starałam się zachowywać normalnie.
Miałam świetną okazję do rozejrzenia się po sali. Po lewej i prawej stronie znajdowały się loże a po środku było miejsce dla dj'a. Ludzie widocznie świetnie się
bawili. Jeśli oczywiście ocieranie się o swoje krocza w krótkich spódniczkach można nazwać super zabawą, to tak było. Po chwili Justin wrócił z naszymi napojami.
Upiłam jeden duży łyk dla rozluźnienia.
-Brawo, możemy iść teraz potańczyć?-Spytał Justin.
-Chyba po to przyszliśmy-Wywróciłam oczami.
Skierowaliśmy się na sam środek parkietu. Muzyka rozbrzmiewała mi w całej głowie. Upiłam kolejny łyk drinka i dałam się ponieść. Tańczyliśmy w rytm tutejszej muzyki.


Zabawa rozkręciła się w bardzo szybkim tempie. Nawet nie wiedziałam kiedy wypiłam następne 3 drinki. Nie czułam już zagrożenia czy wstydu. Byłam szczęśliwa.


Wraz z Justinem
postanowiliśmy, że pójdziemy się przewietrzyć. Nie byłam pijana, tylko lekko wstawiona. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa przez okropne buty i ledwo co wyszłam z klubu.
-Następnym razem pójdziesz w trampkach-Zauważył Justin.
-Pewnie, tato-Wywróciłam oczami.
Na dworze było cholernie zimno. Zaczęłam pocierać rękoma przedramię aby trochę się rozgrzać.
-No chodź, przecież widzę, że chcesz-Wyciągnął ręce i przyciągnął do siebie.
Przez wcześniej wypity alkohol nie miałam żadnych sprzeciwów. Wtuliłam się w jego umięśnione ciało.
-Nie poznaje cię-Zaśmiał się, a przez moje ciało przeszło dreszcze.
-Jesteś tu najpiękniejsza wiesz? Nie tylko ja tak uważam.
Zlekceważyłam to co powiedział i pocałowałam go w obojczyk. Sama nie wiedziałam dlaczego pozwoliłam sobie na taki gest. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum i z powrotem
wtuliłam w klatkę piersiową.

Justin
Nie miałem pojęcia co się właśnie działo, ale było to bardzo przyjemne. Obejmowałem delikatnie całe jej ciało. Czułem jej gorący oddech na szyji i zimne ręce. Staliśmy tak
dobre 10 minut, w całkowitej ciszy, gdy nagle rozpoznałem kogoś w tłumie wychodzących z klubu ludzi.
-Jade? Jade!
Wszędzie rozpoznam tą zdradziecką mordę.
-Czy to nie Harry?

poniedziałek, 26 października 2015

13. Cheat

-Że co?!-Wykrzyczałam.

W jednej sekundzie poczułam jak kolana mi się uginają a płuca przestają nabierać powietrza. Całą moją głowę wypełniało tysiące myśli
i pytań na których prawdopodobnie nigdy nie znajdę odpowiedzi.
Tylko dlaczego? Zrozumiałabym, gdyby miał tego wszystkiego dość i chciał żyć jak każdy nastolatek, ale opuścić rodzinę, ze względu na
gorszą sytuację i dać się przekupić na złą stronę? To było za wiele jak dla mnie.
-Czy ktoś może mi to wytłumaczyć?!
-Jade proszę uspokój się..-Usłyszałam za sobą denerwująco spokojny głos Justina.
Zepchnęłam jego rękę z ramienia wysyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
-Sory...-Podniósł ręce ku górze w geście obronnym.
-Sam nie wiem co mam ci odpowiedzieć Jade, to co się wydarzyło również mnie niemile zaskoczyło, zważając na to, że to
ze mną rozmawiał jak źle mu jest tak żyć. Kłamał mi prosto w oczy a ja uważałem, go za rodzinę. Jest mi cholernie wstyd
za to, że mu uwierzyłem. Ale nic nie poradzimy-Rayan również podniósł głos.


Spoglądałam na jego zaciskającą się szczękę. Po chwili ciszy opadł bezwładnie na fotel z bezradności.
-Wiem tylko, że musimy coś zrobić, tak tego nie zostawię-Zarzucił nogi na blat biurka zwalając przy tym kilka przedmiotów.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, byłam całkowicie zmieszana całą tą sytuacją. Justin widząc to złapał mnie za łokieć i wyprowadził
z pomieszczenia.
-Jade, przestań się tym zadręczać-Lekko mną potrząsnął patrząc w oczy.
Nie wiedziałam co powiedzieć; zaschło mi w gardle, a oczy zaczęły okropnie szczypać.
Nagle poczułam jak bierze mnie w ramiona i mocno przytula. Kompletnie wypłukana z uczuć nie próbowałam się wyrwać.
Potrzebowałam tego, tak myślę.


-Proszę jedźmy do domu-Oderwałam się od niego i poszłam w kierunku wyjścia.
Wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o szybę. Czułam się zdradzona i wykorzystana. Harry był moim najlepszym przyjacielem,
zawsze my ufałam i mogłam powierzyć wszystko. A dokładnie kilkanaście minut temu dowiedziałam się, że wszystkich nas oszukał.
Nie mogłam tego pojąć. W chwili gdy usłyszałam odgłosy silnika zauważyłam, że całe moje policzki są mokre od łez. Wytarłam je
szybko ręką modląc się o to, aby Justin nie widział jak się przy nim rozklejam.
-Jade...-Powiedział ściskając moją rękę.
Poczułam dziwny ucisk w brzuchu na ten gest, ale postanowiłam to zignorować i pozwolić mu na to.
-Musimy go znaleźć i go odbić, jestem pewna, że sam nie byłby w stanie tego zrobić.
-Co? Jade, o czym ty mówisz?-Momentalnie puścił moją rękę lekko wkurzony moją reakcją.
-On nie jest zły, znam go, oni go przekupili i porwali!-Wpadłam w paranoje, próbowałam go bezsensu bronić.

-Jade nie wiesz co mówisz! On nas oszukał i przeszedł do innego gangu! Przestań się za niego tłumaczyć-Starał się być opanowany.
Nie mogąc go dłużej słuchać postanowiłam w ogóle się nie odzywać.
Dojeżdżając pod blok wysiadłam z samochodu i nie czekając na Justina wbiegłam po schodach na 2 piętro. Otworzyłam drzwi z charakterystycznym
skrzypnięciem i rzuciłam torbę na podłogę, aby móc się rozebrać. Skierowałam się od razu do kuchni po kawę, aby trochę się rozbudzić.
-Może pojedźmy dziś na imprezę, co? Dla odreagowania tego wszystkiego. Jutro wszystko wróci do normy-Powiedział Justin wchodząc do mieszkania.
-Normy?-Rzuciłam mu kpiące spojrzenie.
-Wiesz co mam na myśli-Wywrócił oczami, na co się zaśmiałam.
W sumie nigdy nie byłam na prawdziwej imprezie, a to byłby idealny pomysł na odpoczęcie od codziennych zmagań. Dzisiejszy dzień był
jednym  tych bardziej popieprzonych i szczerze chciałam zrobić wszystko aby móc się od tego odciągnąć.
-O której wychodzimy?-Mrugnęłam.
-Czy panna Jade właśnie zgodziła się iść na imprezę?!-Wykrzyczał z radości. Idiota.

wtorek, 20 października 2015

12. Falsity

Obudziłem się na podłodze w salonie. Potrząsnąłem głową i potarłem
twarz rękami. Wstałam leniwie rozglądając się po mieszkaniu.


Colton spał rozwalony na kanapie, co tłumaczyło dlaczego spałem na 
dywanie. Jade najwidoczniej postanowiła spać u siebie. Skierowałem sie do kuchni po coś do jedzenia.
-Głodny? Czy może niewyspany?-Uśmiechnęła się Jade.
-Witaj współlokatorko, może chcesz mi coś ugotować?-Mrugnąłem. W odpowiedzi otrzymałem jej sarkastyczny śmiech. Po chwili stała z jajkami i resztą potrzebnych rzeczy do przyrządzenia naleśników.
-Wiedziałem, że się złamiesz-Mruknąłem szczęśliwy.
-Zamknij się, bo nic nie dostaniesz-Uderzyła mnie żartobliwie w ramie.
W czasie gdy Jade wylewała masę na naleśniki miałem okazję się jej przyjrzeć. Miała wyjątkowo jasną cerę, która wydawała się jeszcze jaśniejsza w porównaniu do jej włosów. Stała tam okryta tylko 
kawałkiem materiału, a ja nawet nie mogłem jej przytulić. 
-Przestaniesz, czy mam tą patelnię wykorzystać do czegoś innego?-
Spytała z irytacją w głosie.
-Czyżby pan Bieber został przyłapany na obczajaniu mojej przyjaciółki?-Odezwał
się głos z drugiego końca salonu.


-Jak się spało na kanapie?-Rzuciłem, zmieniając temat.
-Świetnie-Odpowiedział z dumą Colton i zasiadł do stołu.

Jade
Około godziny 15:00 miałam spotkać się z Rayanem. Po śniadaniu
chłopcy sprzątnęli kuchnie i pokój, więc w tym czasie mogłam się
trochę ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic, osuszyłam ciało i włosy.
-Jakieś plany?-Spytałam chłopaków wychodząc z łazienki.
W salonie zastałam niestety tylko Justina nerwowo patrzącego
w telefon.
-Co jest?-Spytałam trochę zaniepokojona.
-O, nic, nie mam żadnych-Wyrwał się z zamyśleń, po czym wstał 
i poszedł do swojego pokoju.

-Okeeeej?-Wyrwało mi się.
Czas mijał mi strasznie szybko i zanim się zorientowałam była już 14:40.
Całkowicie ubrana i gotowa do wyjścia zapukałam do pokoju Justina.
Nie usłyszawszy żandego "proszę" weszłam, bez zaproszenia.
-Co z tobą?!-Podniosłam głos patrząc na leżącego na brzuchu chłopaka.
-Jade chyba musimy już jechać, gadałem z Rayanem, wiem o co chodzi-Wstał z
poważną miną.
-Justin?-Spytałam niepewnie z drżącym głosem.
-Chodź-Złapał mnie za łokieć i wybiegliśmy z mieszkania.
Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon odjechaliśmy.

-Justin, możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Zaraz będziemy na miejscu, nie sądzę, że ci sie to spodoba.
Byłam całkowicie zmieszana całą tą sytuacją. Nie było ani jednego dnia, żeby nic się nie działo.
Co chwila nowe wiadomości, miałam już tego dość, tajemnic, wszystkiego.
Widząc kryptę moje serce zaczęło szybciej bić a a gardle momentalnie zrobiło się sucho.
-Musisz się uspokoić Jade-Powiedział po chwili Justin.
Odwróciłam się w jego stronę wysyłając lekki uśmiech. 


Wysiadłam z samochodu kierując się prosto do krypty. Czułam dreszcze na całym ciele.
Usłyszałam krzyki z biura. Otworzyłam drzwi. Wszędzie walały się papiery a po środku całego syfu
stał Rayan, rozmawiający przez telefon.


Poczułam jak moje kolana się uginają. 
Dopiero wtedy całkowicie zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji. 
-Wdech i wydech Jade-Szepnął mi do ucha Justin.
-Siadaj-Wskazał ręką na siedzenie.
Czułam jak atmosfera w pomieszczeniu się zagęszcza. Po kilku minutach rozmowy Rayan w końcu zasiadł za biurkiem.
-Jade, cholera nie wiem jak Ci to powiedzieć-Potarł twarz rękami, po czym kontynuował-wczoraj, gdy odbierałem przesyłkę dostałem również list.
Podał mi otwartą kopertę. Z lekko trzęsącymi się rękami wyciągnęłam z niej kilka rozmazanych zdjęć.
-Co to ma być?-Spytałam zmieszana.
-Dowiedzieliśmy się, że Harry wcale nie odszedł...
-...po prostu ukrywa się w innym gangu.

środa, 14 października 2015

11.Hurt

Justin
Spojrzałem na zaniepokojoną Jade. 
-Musimy jechać Justin, coś się dzieje-Mówiła jak opętana.
-Spokojnie Jade, co się stało?-Próbowałem ją uspokoić. Nadaremnie.
-Nie wiem, musimy jechać do krypty teraz!-Podniosła głos, na co kilka osób z pobliskich stolików odwróciło się w naszą stronę.
Ubrała się w mgnieniu oka i zanim zdążyłem mrugnąć okiem wybiegła z restauracji ciągnąc mnie za rękaw mojej bluzy. Wsiadłem od strony kierowcy i z piskiem
opon wyruszyłem w stronę krypty.



 Kątem oka zauważyłem jak ręce Jade się trzęsą.
-Wszystko okej? Jest ci zimno?-Spytałem lekko zmartwionym.
Ona nigdy nie okazywała słabości w sytuacjach, w których trzeba było być wyjątkowo twardym. Choćby nie wiadomo jak ciężkie to było.
-Nie chce znów czegoś spieprzyć. Musimy w końcu odpłacić się tym pizdom-Syknęła próbując opanować swoje ręce przed trzęsieniem się.


Postanowiłem się nie odzywać. Jakiekolwiek zdanie pocieszenia powiedziane w jej kierunku groziłoby niepotrzebnym wybuchem gniewu. Kilka minut później
byliśmy już na miejscu. Obok wejścia stało kilka czarnych volkswagenów tiguan. Wraz z Jade wybiegliśmy z samochodu kierując się wprost do budynku.
Drzwi od głównej sali były zamknięte. Zza nich mogliśmy usłyszeć dość ostrą wymianę zdań.
-Tylne wejście-Szepnęła Jade i poprowadziła mnie za kryptę.
Dopiero wtedy zdążyłem zauważyć, że miała na sobie całkowicie inne buty. Ustawiliśmy się obok  drzwi garażowych i po kolei przez nie wchodziliśmy.


Podchodząc do szafki zabrałem dodatkowy pistolet a Jade nóż. Skradaliśmy się do pomieszczenia, byliśmy już przy samym wejściu. Wychyliłem się aby rozplanować jak tam
wejdziemy. Wokół kanapy stało kilka starszych ode mnie typów, a na środku nich ich szef. Nie mogłem go za nic rozpoznać. Twarze wszystkich skierowane były na Rayana
i resztę naszej ekipy. Rozmawiali o granicach. 
-Jeszcze raz jakiś członek waszej ekipy białych cip postawi nogę na naszym terytorium! Nie zawaham się tym razem i zabije gnoja-Wykrzyczał prosto w twarz Rayana.
Widząc jak jego pięści się zaciskają dobrze wiedziałem co się zaraz wydarzy. Nie pomyliłem się, w mgnieniu oka rozpętało się piekło. Wbiegłem z Jade do pomieszczenia i
zaczęliśmy odpychać przeciwników. Kątem oka widziałem jak rozwala przeciwników jednym kopniakiem. Byłem dumny-nie wiem dlaczego.
-Dość!-Krzyknął jeden z przeciwnego gangu cały zakrwawiony.
-Jeszcze się spotkamy Rayan!-Wysyczał ich szef wycierając nos rękawem.
Nikt się nie odzywał. Czyżby wygraliśmy?

Jade
Stałam tam zupełnie oszołomiona i zdyszana. Spojrzałam na resztę ekipy; pod okiem Coltona zauważyłam dość sporego siniaka, z nosa Brada leciała krew a Matthew miał
podartą koszulkę i kilka zadrapań. 
-Rozejść się-Warknął Rayan ze złością w oczach. 
Wszyscy natychmiast go posłuchali kierując się w stronę wyjścia. Wychodząc zauważyłam rozmawiającego przez telefon Coltona. Uśmiechnęłam się do niego i miałam
już wsiadać do samochodu Justina, lecz machnął ręką, żebym jeszcze została. 


-Cześć Jade, jak się czujesz?-Powiedział kończąc rozmawiać.
-Jest okej, u ciebie chyba trochę gorzej?-Spytałam delikatnie dotykając jego policzka w miejscu siniaka.
-Boli?-W odpowiedzi lekko się skrzywił.
-Możesz wpaść do mnie, obłożysz się lodem i będzie w porządku-Klepnęłam go w ramie.
Mimo, że byliśmy w gangu nie od wczoraj i takie urazy to nic nowego, to nie oznaczało, że byliśmy odporni na ból. Znając Coltona, bardziej martwił się o swój
wygląd niż o stan zdrowia.
-Ej Justin, zabierzemy ze sobą Coltona, okej?-Krzyknęłam.
Widząc jak się szeroko uśmiecha i macha ręką uznałam to za "pewnie" i skierowałam się prosto do samochodu. Usiadłam z tyłu aby chłopcy mogli sobie porozmawiać.

Justin
Pół godziny później byliśmy na miejscu. Wchodząc do mieszkania rzuciłem się na kanapę. Po chwili Colton zrobił to samo na co Jade wywróciła oczami. Odprowadziłem
ją wzrokiem do łazienki. Wciąż była ubrana w to co wcześniej i mimo wcześniejszych wydarzeń wyglądała...dobrze. Bardzo dobrze.
-Ale na nią lecisz-Szturchnął mnie Colton, wyrywając z zamyśleń.
-Co? Na Jade? W życiu! Laska jest wkurzająca-Broniłem się.
-Nie oszukuj się, to nie wstyd, też mi się kiedyś podobała. 



Jest bardzo odważna i piękna. O figurze nie wspomnę- Zaśmiał się ze swojego wyznania.
-Nie wiem...-Kłamałem.
-Oczywiście, że wiesz, ślinisz się na jej widok-Klepnął mnie w ramie.
Wywróciłem oczami, po czym szturchnąłem go aby przestał gadać. Zmieszany spojrzał na mnie, lecz później ogarnął, że Jade stoi oparta o framugę drzwi i nas
wysłuchuje.
-Świetnie się bawicie widzę-Powiedziała mrużąc oczy. 
Miała na sobie czarne spodnie i koszulkę z dość dużym dekoltem- jakby robiła to specjalnie. Usiadła obok nas na fotelu z założonymi rękami. Włączyła telewizor, na
którym leciał akurat jakiś beznadziejny horror. 
-Idę zrobić popcorn i od razu dam ci coś na te oko-Rzuciła do Coltona po czym zniknęła w kuchni.
Film okazał się największym gównem świata i nawet nie wiem kiedy wszyscy pozwolili sobie na sen.

niedziela, 11 października 2015

10. Someone new

Obudziłam się bardzo wypoczęta. Przeciągnęłam się leniwie na łóżku i wstałam kierując się prosto do kuchni po kawę.

-Cześć współlokatorko!-Odezwał się gotujący Justin.
-Wow, to dla mnie?-Spojrzałam na grzanki i jajecznicę.
-Jep, odwdzięczam się-Uśmiechnął się po czym podał mi kawę.
Zasiadłam do stolika i zaczęłam jeść.
-Zapraszam Cię dzisiaj na obiad-Usiadł na przeciwko mnie i podał zaproszenie.
-Serio Justin?-Wskazałam na kawałek papieru.
-Tak, masz tam wszystko opisane. Gdzie to będzie i jak masz wyglądać-Uśmiechnął się zalotnie, na co wywróciłam oczami.
-Teraz muszę na chwilę jechać, a ty zacznij się może lepiej już szykować-Upił ostatni łyk kawy i opuścił mieszkanie.

Justin.
Wybiegłem z bloku kierując się prosto do mojego nowego samochodu. Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw przed samym obiadem. Szczerze, strasznie się stresowałem.
Nie wiem dlaczego, przecież to nie będzie randka. Musiałem oczyścić swój umysł i raz na zawsze zakończyć całą wojnę z moim ojcem.
Podróż minęła mi zaskakująco szybko. Wysiadłem z pojazdu i podszedłem bliżej drzwi wejściowych budynku towarowego. Otworzyłem je z charakterystycznym skrzypnięciem.


Szedłem wzdłuż korytarza nie wiedząc dokładnie gdzie mam się kierować. W jednym z pomieszczeń usłyszałem krzyki i znajomy mi głos. Zawahałem się chwile, lecz
gdy wszystkie dźwięki ucichły wszedłem do pokoju. 
-Witaj synu!- Odezwał się mój ojciec oparty o blat swojego biurka.
Pomieszczenie było schludne. Stało tam tylko biurko i szafa wypełniona stosem papierów.
-Czego ode mnie chcesz?-Spytałem bez owijania.
-Usiądź, właśnie miałem telefon, który wyjątkowo mnie rozzłościł, mam nadzieję, że nie będę musiał unosić głosu również na ciebie-Wysłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
-Do rzeczy-Splunąłem po czym usiadłem na wskazane miejsce.
-Tak dawno się nie widzieliśmy Justin. Wyrosłeś na zdolnego kryminalistę, podoba mi się to-Podrapał się w brodę z wielkim podziwem.
-Nie mam za dużo czasu na twoje gierki-Syknąłem zmęczony tą gadaniną.
-Chciałbym abyś wspomógł mnie w kilku ważnych akcjach. Ojciec i syn. Bylibyśmy zgraną ekipą!-Poklepał mnie po ramieniu z ekscytacji.
-Nie bawię się już w to-Spojrzałem na niego gniewnie.
-Przemyśl to synu-Uśmiechnął się do mnie z nadzieją w oczach.
Był jakiś haczyk. Coś planował. Widać to było w każdym słowie, które wypowiadał.
-Muszę już jechać-Wstałem pospiesznie.
-W porządku, do zobaczenia więc-Uścisnął moją dłoń.
Niechętnie skinąłem i odpowiedziałem na gest. Wyszedłem z pomieszczenia z trudem pamiętając drogę do wyjścia. Widząc drzwi, którymi wchodziłem poczułem
ucisk w brzuchu i od razu pobiegłem w ich stronę. Wsiadłem szybko do samochodu i odjechałem,dysząc.

Jade.
Po spotkaniu z ekipą wróciłam do domu. Omawialiśmy kilka spraw dotyczących transportu nowych broni. Całkowicie zapomniałam o obiedzie z Justinem, lecz przypomniało
mi o tym zaproszenie leżące na blacie, w kuchni. Wywróciłam oczami z niechęci na to spotkanie. Skierowałam się w stronę pokoju. Na zaproszeniu było napisane
"coś super seksownego". 
-Kretyn-Pomyślałam.
Postanowiłam jednak go posłuchać i ubrałam bordową sukienkę. Doprecyzowałam swój makijaż i byłam gotowa. Była 16:50 a o 17 mieliśmy wychodzić. Poprawiłam włosy
i zgarnęłam swój telefon. Kierując się w stronę drzwi 


zauważyłam rozmawiającego prze telefon Justina.
-O cześć, pięknie wyglądasz-Rzucił zakrywając ręką telefon.
W odpowiedzi wywróciłam oczami. 
-Idziemy?-Powiedział gdy skończył rozmawiać.
-Oczywiście-Uśmiechnęłam się.
-Schodzenie w zabójczych szpilkach po śliskich schodach to naprawdę ciężka sprawa-Pomyślałam potykając się.
Usłyszałam za sobą śmiech Justina więc odwróciłam się i wysłałam mu groźne spojrzenie.
-Wow, nie wiedziałam, że masz samochód-Uniosłam brwi w podziwie.
Otworzył mi drzwi od strony pasażera na co również wywróciłam oczami. Obszedł cały samochód i zajął miejsce kierowcy. Siedzieliśmy w ciszy do końca podróży.


Wysiadłam jako pierwsza, zaskakując Justina. Miałam dość tych jego manier dżentelmena. To miało być przyjacielskie wyjście a nie randka. Zemdliło mnie na samą
myśl o romantycznym obiedzie w jego towarzystwie. Weszliśmy do restauracji i zajęliśmy stolik w kącie. Ściągnęłam swój płaszcz ignorując propozycję Justina aby
zrobić to za mnie.
-Poradzę sobie-Syknęłam.
Chłopak wydawał się lekko zmieszany. Chyba wyobrażał sobie zbyt dużo. Ups?
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy wybierając posiłek na jaki mieliśmy ochotę. Sekundę później kelnerka wzięła od nas zamówienie i poszła w głąb kuchni.
-Jade, czy wszystko okej?-Spytał Justin.
-Tak, czemu pytasz?
-Wyglądasz na zmartwioną-Opuścił wzrok.
-Jak minął ci dzień Justin?-Spytałam całkowicie zmieniając temat.
-Widziałem się dziś z moim ojcem.
-Co?!-Krzyknęłam, przez co otrzymałam kilka dziwnych spojrzeń.
-Co cię tak dziwi?-Spytał zmieszany.
-Myślałam,że twoi rodzice nie żyją.
-Matka owszem, niestety muszę męczyć się z moim ojcem.
Opowiedział mi o całym dzisiejszym dniu. W zamian ja postanowiłam opowiedzieć mu o swoim. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy.


Było naprawdę okej, do póki nie otrzymałam dziwnego telefonu.
-Tak?-Odebrałam.
-Krypta, teraz.

sobota, 10 października 2015

9. Game

Jade
Spędziłam kilka godzin na wykonaniu planu następnego ataku. Wszystko było najprecyzyjniejsze, nie było szans na żadną pomyłkę. Wszystko dokładnie przeanalizowałam
i zapisałam. Postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy i iść coś zjeść. Sięgnąwszy po sweter, wyszłam z pokoju. Wchodząc do kuchni, pierwsze co zauważyłam to śpiący
Justin. 

Przez głowę przeszło mi mnóstwo pomysłów na różnego rodzaju kawały, lecz pozbyłam się ich w momencie gdy zaburczało mi w brzuchu. Sięgnęłam po makaron i resztę
potrzebnych składników do wykonania spaghetti. W trakcie gotowania makaronu zdążyłam sprzątnąć mieszkanie, tak aby nie obudzić współlokatora. Nie miałam ochoty z nim
rozmawiać,a skoro spał nie musiałam się o to obawiać. Gdy danie było już gotowe, moje sumienie zmusiło mnie jednak do obudzenia go na obiad. Oczywiście nie mogłam
zrobić tego w normalny sposób. Wzięłam szklankę zimnej wody i wylałam mu ją na twarz. Jego mina-bezcenna.
-Czy cię do reszty popieprzyło?!-Wstał z kanapy w błyskawicznym tempie i wycierając twarz poszedł prosto do łazienki.
Nie mogłam opanować śmiechu. 
Podeszłam do blatu i nałożyłam Justinowi posiłek. Usiadłam po drugiej stronie i w spokoju konsumowałam.
-Ooo, czy to dla mnie?-Spytał wyraźnie już w lepszym humorze.
-Tak, dla ciebie-Wyszczerzyłam się.
-Co dzisiaj robisz?
Zaśmiałam się jak nie mógł zawinąć makronu na widelec. Wysłał mi za to złowrogie spojrzenie.
-Jadę zawieźć plan Rayanowi, a ty?
-Muszę załatwić kilka spraw z ekipą.
Nastała spokojna cisza. Jedliśmy w spokoju, póki nie zadzwonił Justinowi telefon.

Justin
-Tak?-Odebrałem niechętnie.
-Musimy się spotkać, teraz-Odezwał się Jace.
-Tam gdzie zwykle?
-Tak.
Wstałem szybko z krzesła przeżuwając resztki obiadu.
-Dziękuje Jade, muszę już jechać. Później pogadamy, ok?-Spytałem pospiesznie nie czekając na jej odpowiedź. 
Wybiegłem z mieszkania, ledwo łapiąc oddech. Złapałem taksówkę i podałem adres. Wysiadłem przecznicę dalej aby nie wzbudzać podejrzeń. Pobiegłem do starego domu towarowego
gdzie czekał na mnie Jace.
-Siema-Przywitałem się z kumplem.
-Mam dla ciebie sprawę Bieber-Podał mi kartkę.
Zmieszany otworzyłem ją powoli. 
-Co to znaczy?-Spytałem poddenerwowany.
-To adres. Ktoś bardzo chce cię tam zobaczyć. Dowiedzieli się o tobie. Już czas.


Usłyszawszy to zamarłem. To nie wróżyło nic dobrego. 
-Myślisz, że to mój ojciec?-Schowałem kartkę do kieszeni kurtki.
-Tak sądzę...
Poczułem dziwny ścisk w gardle i ukłucie w brzuchu.
-Spokojnie, może chce tylko pogadać-Klepnął mnie w ramię, na znak pocieszenia.
-Jasne, na pewno się stęsknił, po 13 latach nie widzenia mnie!-Podniosłem głos z frustracji.
-Spokojnie Bieber, nie rób nic głupiego.
Wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem powietrze. 
-Pojadę tam wieczorem, tylko potrzebuję samochodu.
-Podstawimy ci o 5 land rovera pod mieszkanie. Dasz sobie rade-Pożegnał się i pojechał.
Stałem tam jeszcze z 10 minut. Moja głowa wypełniona była milionem myśli. Czego chce ode mnie mój ojciec? Po trzynastu latach przypomniał sobie o synu?
Nienawidziłem go za to, że mnie zostawił i, że przez niego zmarła moja matka.

Jade
Po zjedzeniu do końca obiadu pojechałam do krypty. Zajechałam jeszcze do Ricka aby odstawić do kontroli mój ścigacz. Dobrze, że mieszkał blisko i spacer zajął
mi tylko kilka minut. Wchodząc do budynku poczułam zapach papierosów. Dziwne, bo nikt nie miał prawa palić w krypcie. Podeszłam bliżej drzwi od biura Rayana i usłyszałam
nie znany mi wcześniej głos. Rozmawiali o czymś z zapałem i co chwila głośno śmiali. Postanowiłam udać się do sali i poczekać na kanapie. Sięgnęłam po jabłko ze stołu
i zaczęłam nim rzucać z nudów. W ostateczności po prostu je zjadłam. Minęła godzina zanim gość Rayana opuścił jego miejsce pracy. Byłam naprawdę sfrustrowana tym czekaniem.
-Cześć Rayan-Powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.


-Cześć, trochę mnie przestraszyłaś-Skinął.
-Przywiozłam ci to o co mnie prosiłeś. Sprawdź i daj mi znać-Uśmiechnęłam się.
-Dziękuje, zaraz obejrzę co tam nawymyślałaś-Usiadł na fotelu i zaczął lekturę.
-Okej, brzmi dobrze...-Powiedziawszy to, wziął do ręki długopis i napisał kilka uwag.
-Emm, Rayan, kim był ten facet, prze którego musiałam czekać godzinę?-Nie mogłam wytrzymać i musiałam zapytać.
-To Tom. Facet od bomb i takich tam, znam się z nim już bardzo długo-Odpowiedział na jednym wydechu.
W trakcie gdy szef analizował moją pracę miałam czas na rozejrzenie się po biurze. Było prawie takie samo, jak za czasów pracy mojego taty. Oczywiście zniknęły
zdjęcia moje i mamy, wszystkie pamiątki z czasów szkolnych, które były dla niego bardzo ważne i miał do nich wielki sentyment. Niby wszystko było podobne, lecz
zupełnie inne. 
-Okej, dzięki jeszcze raz Jade-Uśmiechnął się Rayan.
-Nie ma sprawy-Odpowiedziałam i udałam się z powrotem do domu.
Niestety musiałam wrócić taksówką, czego wręcz nienawidziłam. Miałam już wystarczająco pieniędzy aby kupić sobie dobry samochód, ale wciąż nie byłam pewna, czy jest
mi on aż tak bardzo potrzebny. 

Droga minęła o wiele dłużej niż ścigaczem co było oczywiste, gdyż starzec kierujący taksówką jechał najwięcej 50km/h. Prawdopodobnie szybciej bym dobiegła.
Wchodząc do klatki jak zwykle poczułam ten obrzydliwy zapach. Wbiegłam na drugie piętro do swojego mieszkania w najszybszym tempie aby nie móc dłużej tym oddychać.
-Cześć!-Krzyknęłam wiedząc, iż Justin już wrócił.
Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Odruchowo sięgnęłam po nóż z blatu i powoli przeszukałam całe mieszkanie. Nikogo nie było. Żadnych śladów włamania ani nic.
Dlaczego więc drzwi były otwarte?
-Cześć, sory zapomniałem zamknąć drzwi-Nagle wszedł do mieszkania zdyszany Justin.
Wysłałam mu groźne spojrzenie.
-Przepraszam, ale za to mam kolacje-Uśmiechnął się trzymając torbę z jedzeniem.
-Wybaczam-Wzięłam siatkę i skierowałam się prosto do kuchni.
Rozłożyłam jedzenie na blacie, abyśmy mogli je razem zjeść. 
-Postarałem się-Wyszczerzył się siadając na krześle przede mną.
-Widzę-Zaśmiałam się upijając łyk napoju.


-Co sprawiło, że ledwo co oddychasz?
-Miałem załatwić dzisiaj kilka spraw, ale przeniosłem je na pojutrze-Wysłał mi lekki uśmiech.
Zjadłszy kolację, postanowiłam zmyć naczynia. 
-Ej Jade, bo tak naprawdę to chciałem z tobą porozmawiać.
-Cały czas rozmawiamy-Wywróciłam oczami.
Czułam, że podchodzi bliżej mnie. W szybkim tempie znalazł się tuż obok mojego ramienia.
-Daj, ja to zrobię-Wziął gąbkę i zaczął myć talerze.
Oparłam się o blat i patrzyłam jak marnie mu to idzie. Zaśmiałam się.
-Co cię tak cieszy?
Już szykowałam swoją chamską odpowiedź gdy nagle poczułam pianę na całej twarzy.
-Zabiję cię Bieber!-Wydarłam się goniąc go po całym domu. 
Wytarłam twarz w sweter i usiadłam wkurzona na kanapie.

Justin
Ona jest taka urocza gdy jest wściekła. Usiadłem obok niej z przepraszającą miną. Nic.


-Jade, przepraszam-Wziąłem jej rękę, którą od razu wyrwała.
-To było niechcący-Zaśmiałem się, już nie wytrzymując.
-Zobaczymy, kto będzie się śmiał jutro rano, bez śniadania.

Wstała urażona.
To było zabawne, choć fakt, że ona zrobi sobie najlepsze śniadanie aby mnie wkurzyć a ja będę jadł cokolwiek co zostanie mnie przerażał.
Zapukałem w drzwi od pokoju Jade. Wiedziałem jak ją przeprosić. 
Gdy nie usłyszałem żadnego "proszę" sam pozwoliłem sobie wejść.
-Jade...-Nie zdążyłem dokończyć gdy zaledwie centymetr od mojej głowy wylądował nóż.
Na środku pokoju stała rozwścieczona Jade.
-Jeszcze jeden krok a trafi prosto w czoło-Trzymała nóż w prawej ręce gotowa do rzutu.
-Chciałem ci zaproponować kolację, jutro o 6, a ty rzucasz we mnie nożem...-Zrobiłem smutną minkę.
-Brzmi super, teraz wyjdź.
-Nie daj się prosić...czekaj co?
-Przestań pieprzyć Justin, pójdę, tylko wyjdź mi z pokoju-Wywróciła oczami.
-Wow, super, okej, wychodzę-Opuściłem pokój lekko zmieszany, ale szczęśliwy. 
Czyżby pan Bieber miał plan?

czwartek, 8 października 2015

8.Perfect

-Witam wspaniałą ekipę-Przywitał się Rayan.


Wszyscy skinęli w odpowiedzi i czekali na dalsze słowa.
-Nie będę owijać, ostatnia akcja była jedną wielką katastrofą. Na szczęście nikt nie umarł. Jest kilka osób z większymi obrażeniami, ale to nic groźnego.
Wczoraj dostałem telefon od Harryego i chłopak postanowił darować sobie kolejne misje i po prostu odszedł. Tyle jeśli chodzi o grupę, teraz trochę faktów.
Wydarzenia z tamtej nocy nie miały mieć miejsca; wiem, że chodziły plotki, iż było to wszystko zaplanowane i byłem tego współinicjatorem. Jeszcze raz usłyszę
takie oskarżenia, a nie zobaczycie więcej swojej rodziny, tak jak niczego zresztą-Wysłał ostrzegacze spojrzenie.-Wracając, planuję zemstę, szczegóły później. 
Na razie polecam nie robić żadnych głupich rzeczy i trochę ochłonąć. Nie damy im wygrać następnym razem.

Wszyscy siedzieli w milczeniu, każdy analizując co właśnie usłyszał. Wstałam jako pierwsza i wysłałam każdemu pocieszający uśmiech.
-Słuchaj Rayan, wiesz może coś więcej o odejściu Harryego?-Byłam zaniepokojona.


-Wiem tylko, że chłopak nie mógł znieść tego napięcia i dał sobie spokój. Nie będziemy go przez to prześladować, znaliśmy go od zawsze, jest młody, ma prawo do normalnego
życia.-Powiedziawszy to odwrócił się i wyszedł widocznie czymś zajęty.
Rozejrzałam się po sali. Wszyscy rozmawiali o jakichś bzdurach. Stałam oparta o biurko szefa i myślałam o ostatnich zdarzeniach, szukałam błędu, nie mogłam uwierzyć, 
że znów się nie udało.
-Przestań tyle myśleć Jade-Szturchnął mnie Colton.
-Zamknij się-Uśmiechnęłam się przelotnie.
-Co o tym wszystkim myślisz? O Harrym? O "zemście"?-Spytał z zaniepokojeniem w oczach.
-Dobrze wiesz co było między mną a Harrym. Trochę to przykre, że zostawił wszystkich bez słowa wyjaśnienia...-Spuściłam głowę.
-Mówiąc "wszyscy" masz na myśli siebie, prawda?-Uśmiechnął się pocieszająco.
-Znasz mnie-Odwzajemniłam uśmiech.
-Nasze relacje nie były za dobre ostatnimi czasy. Jednak odejście z ekipy to duża sprawa, mógł chociaż napisać, cokolwiek. Teraz nawet nie wiem gdzie jest
i prawdopodobnie nigdy go już nie zobaczę.
-Masz mnie-Wziął mnie w swoje ramiona. 



Nie miałam już siły, żeby się sprzeciwić. Może właśnie tego potrzebowałam? Colton również wyglądał na zdziwionego, zdając sobie sprawę, iż mi to nie przeszkadza.
-Musi być na serio źle skoro właśnie mogę cię przytulać-Zażartował.
-Zepsułeś moment-Klepnęłam go w ramie wyswobadzając się z jego uścisku.

Dwie godziny później byłam już w swoim mieszkaniu. Siedziałam spokojnie na kanapie, gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Wstałam powolnie aby zabić tego kto przeszkadza
mi w odpoczynku.
-Cześć współlokatorko!-W drzwiach stał nikt inny jak sam Justin z wielkim plecakiem i czekoladkami.
-Wchodź-Wywróciłam oczami, biorąc słodycze.

Justin
Szczerze? Nie wiem dlaczego chciałem znów z nią mieszkać. Może miałem już dość mieszkania z 3 facetami, którzy nic nie robią i jedzą pizze 3 razy dziennie.
To dziwne, bo sam jestem facetem, ale nie do tego przywykłem. W domu zawsze było coś dobrego i nie przewracałem się o stertę brudnych skarpet. 
Może po prostu za nią tęsknisz?
Może.
Spakowałem się jak najszybciej i zbiegłem po schodach.
-Ej stary, co ty? Nie bądź ciotą!-Krzyknął przez okno Brown.
-No sorry, że wolę mieszkać z piękną kobietą i dostawać inne posiłki niż pizza 3 razy dziennie. O syfie nie wspomnę-Wywróciłem oczami.
-Jak będzie miała wolny pokój to dzwoń, też z chęcią się do niej wprowadzę-Wysłał mi ten chytry uśmieszek i zniknął.
20 minut później stałem już przed jej drzwiami.
-A co jeśli cię wyrzuci?-Odezwał się głos zwątpienia.
Wziąłem głęboki oddech i zapukałem. 



Po chwili otworzyła mi ta sama, idealna Jade.
-Wchodź.
Czy powiedziałem idealna? Odwracam to. Wróciła wkurzająca, chora Jade. 
-Głodny? Słyszałam, że bardzo bogate menu oferowali ci chłopcy-Zaśmiała się.
-Czekaj, to była pizza...pizza...-Wyliczała.
-i... a no tak pizza! Widać po tobie, że nie omijałeś żadnego posiłku-Mrugnęła z kpiną.
-Dobra, zamknij się-Wywróciłem oczami.
-W lodówce masz obiad, ale polecam od dziś jeść tylko warzywka i owoce, łatwo nie wrócisz do wcześniejszej figury-Powiedziawszy to, zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
-Za tym właśnie tęskniłem-Powiedziałem do siebie i rzuciłem się na kanapę.

CZYTASZ?
PROSZĘ ZOSTAW KOMENTARZ!

wtorek, 6 października 2015

7. Friends

-Cholera, ile spałam?-Spytałam samą siebie od razu po przebudzeniu. 
Zerknęłam na zegarek- 11:12. Dopiero teraz zauważyłam, że byłam ubrana w zupełnie inne ciuchy niż wcześniej.
-O cześć Jade, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że przenocowaliśmy u ciebie z Bieberem?-Spytał jak gdyby nigdy nic Colton.


Rozejrzałam się po pokoju zmieszana całą tą sytuacją. 
-To ty mnie rozebrałeś?!-Spojrzałam na niego gniewnie.
-To sprawka Biebera.-Machnął ręką, po czym wyszedł.
Wstałam szybko z łóżka; zauważyłam brudne ciuchy rozwalone na podłodze więc od razu je zgarnęłam kierując się z nimi wprost do łazienki.
-Zabije tego dupka-Pomyślałam gdy przypomniałam sobie o Justinie.
Wrzuciwszy brudy do kosza, skierowałam się w stronę kuchni. Tam zastałam dwójkę "nowych przyjaciół".
-Fajnie się bawicie?-Syknęłam, rzucając każdemu wrogie spojrzenie.
-Chyba mamy co do pogadania Bieber.
Oparłam się o framugę drzwi. Objęłam rękami swoją talie i czekałam na wyjaśnienia z uniesioną brwią.
-Eee...-Przeciągnął.
-Chyba nie masz zamiaru jej opowiadać o tym jak ci stanął gdy ją rozbierałeś?-Parsknął Colton.
-Że przepraszam bardzo CO?!-Wydarłam się zaciskając dłonie w piąstki.


-Spokojnie Jade, tak się tylko pieprze-Rzucił, gdy zauważył, że atmosfera robi się napięta.
-Jade, twoja kostka krwawiła brudząc przy tym wszystko dookoła. Byłaś również cała w kurzu i twoje ciuchy śmierdziały dymem-Powiedział z frustracji Justin, przeczesując
swoje cenne włosy.
-Cokolwiek.-Wywróciłam oczami.
Przeszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki kilka jajek z zamiarem zrobienia jajecznicy. Chłopcy wrócili do wcześniejszej rozmowy, uznając, że wszystko zostało wyjaśnione.


Byłam cholernie wściekła na tego debila. Choć miał dobre intencje, powinien mnie obudzić. Rozbijając jajka poczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Rozejrzałam się po pokoju
i nikogo nie zastałam. Odwróciłam się w mgnieniu oka.
-Spokojnie, to tylko ja-Powiedział Justin unosząc ręce w górze.
-To niestety ty-Wywróciłam oczami i zajęłam się wcześniejszym zadaniem.
-Jade, nie możesz się złościć, miałem dobre intencje-Westchnął.
-Jakby cytował moje słowa-Pomyślałam.
Wywróciłam oczami, po czym wzięłam głęboki wdech i w końcu się odezwałam:
-Słuchaj Bieber, pojawiasz się tu nie wiadomo skąd, pozwalam ci tu mieszkać i jestem wyjątkowo miła, a ty odwalasz jakieś fochy i się wynosisz. Później zachowujesz się
jak bohater i ratujesz mi życie. Następnie włamujesz mi się do domu i rozbierasz! Jaki ty masz problem chłopie?!
Justin spojrzał się na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami i jedyne co mogłam w nich zauważyć to zmieszanie.
-Faktycznie, źle to zacząłem. Pozwolisz, że to naprawię?-Spytał lekko poddenerwowany, jakby nie był do końca pewny swoich słów.
-Co masz na myśli?-Teraz to ja byłam zmieszana.
-Zapraszam cię do restauracji. Nie to nie będzie randka-Dodał szybko widząc moją minę.
-Nie rozumiem, jaki jest tego sens?
-Chce cię lepiej poznać i zacząć naszą znajomość od nowa. Może ty mnie nienawidzisz, ale ja nie czuje tego samego do ciebie. Trochę nawaliłem i byłem niemiły.
Skoro mamy razem pracować to chyba dobre stosunki między partnerami są wskazane-Skończył, patrząc z nadzieją.
-Wow, masz dobrą gadkę-Powiedziałam z udawanym podziwem. A może wcale nie był udawany?
-Ćwiczyłem argumentacje-Wywrócił oczami.
-Widać, bo mnie przekonałeś-Szepnęłam bliżej ucha.


Odeszłam widząc jego zmieszaną minę. 
-Widać jak na niego działam-Zaśmiałam się z tego stwierdzenia.
Skierowałam się od razu do łazienki. Włożyłam brudne ubrania do kosza i weszłam do wanny, w której już lała się gorąca woda. Wlałam brzoskwiniowego płynu i rozkoszowałam
się zapachem.



CZYTASZ=KOMENTUJESZ!!!


poniedziałek, 5 października 2015

6. Fire

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyglądało na dość stare i brudne. Wokół walały się puszki po farbie, kilka pustych kartonów i torby po McDonaldzie. Poczułam jak ktoś 
wywierca mi dziurę w głowie swoim intensywnym spojrzeniem. Rayan.
-Widzę, że historia lubi się powtarzać-Zaśmiał się jeden z wąsem.-Wcześniej Tyson, teraz ty, Rayan?
Nawet z dalekiej odległości zauważyłam jak szczęka naszego przywódcy się zaciska.


 Wszyscy staliśmy osłupieni. To miało się w końcu udać.
-Tym razem zakończenie będzie korzystniejsze dla naszej strony-Krzyknął ktoś z końca sali i nagle zrobiło się ciemno. Rozbrzmiał wielki huk,a tuż po nim odgłos pistoletu.
Poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramie i krzyczy "biegnij za mną". Starałam się z całych sił unormować swój oddech, ale adrenalina buzująca w całym moim ciele mi na to nie
pozwalała. Moje nogi nigdy nie czuły takiego wysiłku. Krzyczałam w środku. Z wyczerpania. Ze strachu. W pomieszczeniu do którego wbiegłam było o wiele jaśniej. Ustałam
na chwilę, aby się rozejrzeć i zrozumiałam dlaczego tak było. Ogień przemieszczał się w bardzo szybkim tempie. Nie mogłam nabrać powietrza, gdyż całe moje płuca wypełniał
dym. Jeden, dwa, trzy...


Ostatnie co pamiętam to krzyk. I ból.

Justin
-Jade!-Krzyczałem, lekko powstrzymywany przez kłęby dymu.-Cholera, gdzie ty jesteś?!
Wbiegłem do jednego z pomieszczeń trzymając materiał koszulki przy ustach. Płomienie szalały. Wyglądały jak wielkie, jarzące się smoki.
-Jade?-Udało mi się wydusić.
Rozejrzałem się i zauważyłem ciało. Wszędzie rozpoznałbym te kruczoczarne włosy. Podbiegłem tak szybko, na ile pozwalały mi moje mięśnie.


-Nie, nie, nie!-Krzyknąłem.
Wziąłem jej bezwładne ciało w ramiona i w ekspresowym tempie opuściłem całe to gówno. Wybiegłem z budynku i opadłem na kolana. Z daleka usłyszałem wołanie.
Podniosłem wzrok i ujrzałem Coltona.
-Stary, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę-Poklepałem go po plecach, w trakcie gdy ten podnosił Jade.
Rozejrzałem się, biorąc kilka wdechów. Zauważyłem rannego Jace'a. Pomogłem mu wstać i zaprowadziłem do furgonetki. Po chwili przybiegło jeszcze kilku z ekipy i 
kazało nam jak najszybciej uciekać. Wsiadłem do auta Coltona i odjechaliśmy z piskiem opon.
-Co to było?!-Krzyknąłem, całkowicie owładnięty emocjami.
-Cholera, nie wiem!-Zauważyłem jak pociąga za włosy.


Nigdzie przedtem nie widziałem żadnego z moich kumpli. Oprócz Jace'a.
-Co z nią?-Wskazałem głową na Jade.
-Oddycha-Powiedział rozluźniając się trochę.
Ja też odetchnąłem z ulgą. Oparłem głowę o siedzenie. Nie rozumiałem dlaczego plan się nie udał. Sprawdziliśmy dokładnie każdy kąt przed akcją. Nikogo nie powinno tam być.
W rozmyślaniach przerwała mi Jade.
-Boże, co się stało do cholery?!-Potrząsnęła głową.
-Spokojnie Jade, oddychaj.

Jade
Ockęnęłam się z ogromnym bólem głowy. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy i co się właściwie wydarzyło. Potarłam miejsce nad kostką; odwijając nogawkę, ujrzałam dość 
głębokie rozcięcie.
-Wszystko okej?-Spytał Colton patrząc w lusterko.
-Jasne-Szybko odparłam, zakrywając nogę. 
Byłam cała poobijana, ale to nie był odpowiedni czas na użalanie się nad sobą. Wzięłam kilka wielkich wdechów i wręcz rozkoszowałam się świeżym powietrzem.
-Dobra, czy ktoś wkońcu powie mi co się aktualnie dzieje?-Spytałam znurzona całą tą ciszą.
-Był pożar, ktoś podpalił budynek. Miałaś szczęście,że Justin cię znalazł, gdyby nie on, nie siedziałabyś tu teraz z nami.
Nagle wszystko zaczęło powracać. 
Misja. 
Rayan. 
Ciemność. 
Pożar. 
Dym. 
Zaczęłam powoli przypominać sobie wszystkie wydarzenia przed moją prawie śmiercią. Nie wiedziałam co właściwie powinnam zrobić. Podziękować Justinowi za uratowanie
życia? To nie było w moim stylu.
-A co z resztą?-Spytałam trochę ciszej.
-Nie wiemy dokładnie, ale nie martw się, wszystko będzie okej-Odpowiedział tym razem Justin.
Dobrze wiedziałam, że nie będzie okej. Zamiast mnie pocieszyć, lekko mnie zirytował.
-Nie jestem małą dziewczynką Justin, to co mówisz to gówno prawda-Splunęłam.
-Powiedziałbym, że raczej małą, niewdzięczną suk...-Colton nie dał mu dokończyć.
-Prawie dziś cię straciliśmy Jade, Justinowi chodziło o to, żebyś po prostu odpoczęła. Zawsze musisz się tak unosić?!-Syknął gniewnie.
Nie chciałam rozpoczynać kłótni, więc po prostu siedziałam cicho.


 Byłam cholernie ciekawa co się stało i miałam prawo wiedzieć. Musiałam jednak uzbroić się w cierpliwość
i znosić kiepskie porady chłopaków. 
-Jak mam odpoczywać i być spokojna skoro omal wszyscy dziś nie zginęli?! Oni są popieprzeni-Powiedziałam sama do siebie. 
Patrzyłam przez okno samochodu na migające światła lamp. O tej godzinie nie było ruchu, lecz Colton z przyzwyczajenia zatrzymywał się na każdym czerwonym świetle.
-Jakby te postępowanie zgodnie z zasadami po tym wszystkim co zrobił miało go rozgrzeszyć-Prychnęłam.
Jechaliśmy tak jeszcze nawet nie wiem ile czasu. Wydawało się, że przejechaliśmy już całe Miami. Moje powieki stawały się coraz cięższe i cięższe. Nawet nie wiem kiedy
pozwoliłam sobie na sen.