Minął rok od śmierci taty. W tamtą noc wyeliminowaliśmy przeciwników. Ogarnęła mnie wielka furia, kolejne strzały wywoływały histeryczny śmiech. Do dziś czuję niedosyt. Równie dobrze mogłam wszystkich powoli i okrutnie torturować, winiąc każdego za śmierć mojego ojca.
Tydzień po całej tej akcji musieliśmy ustalić kto zostanie nowym przywódcom. Większość była za dobrym przyjacielem taty-Rayanem. Był to dobrze myślący mężczyzna, godny zaufania. Po dziś dzień nienagannie sprawuje się na swoim stanowisku. Obawiałam się, że po śmierci ojca karzą wyrzucić mnie z gangu lecz tego nie zrobili. Byłam jedyną dziewczyną, ale nigdy nie pozwalałam nikomu na specjalne traktowanie.
Wstałam leniwie z łóżka po kilku godzinach snu.
Skierowałam się do łazienki aby wziąć relaksującą kąpiel. Nalałam byle jakiego płynu i obmyłam się z wszystkiego. Poczułam lekkie szczypanie na ramieniu. Nie zwróciłam wcześniej uwagi na to czy nie zostałam czasem skaleczona. Zauważyłam dużo zadrapań na nogach i rękach. Delikatnie dotknęłam rany na obojczyku i ją obmyłam. Ból nie był intensywny, miewałam gorsze kontuzje, Wychodząc, owinęłam ciało ręcznikiem. Podtrzymując się poniszczonej ściany wytarłam lustro z pary. Spojrzałam na spuchnięte oczy i sińce. Związałam włosy i zaczęłam się ubierać; założyłam zwykłe leginsy i czarną koszulkę. Wysuszyłam włosy i wszyłam z łazienki. Odruchowo wzięłam do ręki średni nóż i rzuciłam w tarczę. Trafienie w sam środek nie robiło na mnie już większego wrażenia. Usiadłam na kanapie przed telewizorem włączając stację z muzyką. Rozejrzałam się po mieszkaniu; nie było ono najpiękniejsze na świecie, lecz tu się wychowałam, to jest moje gniazdko i nigdy nie chciałam z niego wylecieć. W dalszych rozmyśleniach przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Cześć Jade!-Uśmiechnął się Colton.
-O jezu, znowu Ty-Udałam wielką irytację i wpuściłam przyjaciela do domu.
-Ładnie dziś wyglądasz-Wyszczerzył się.
-Przestań mnie podrywać!-Wywróciłam oczami, nabijając się z niego.
-No weź...Wyglądasz tak olśniewająco, że twój blask rozświeca moją czarną duszę-Mruknął uwodzicielsko, na co parsknęłam.
-Przysięgam, zabije cię jeśli się nie zamkniesz-Wybuchłam śmiechem.
Wszyscy wiedzieli, że nienawidzę jak ktoś przypomina mi, że jestem tą stereotypowo słabą płcią przez komplementowanie mnie.
-Nie gniewaj się, miałem chwilowe natchnienie-Powiedział podnosząc ręce w geście obronnym. W odpowiedzi rzuciłam w niego poduszką.
-To jak już cię po wkurzałem-możemy jechać?-Spytał najbardziej denerwujący współpracownik świata.
Szturchnęłam go lekko w ramię, po czym ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam z budynku. Wsiadłam do samochodu Coltona od strony pasażera i zapięłam pasy. Nie żebym bała się prędkości, czy wątpiła w zdolności przyjaciela, po prostu zawsze wkurza mnie ten irytujący dźwięk gdy się ich jednak nie zapnie.
-Widocznie biedaczek jeszcze nie wie jak to wyłączyć-Wyśmiałam go w duchu.
Jadąc do "krypty" jak zwykle wygłupialiśmy się i biliśmy dla zabawy.
-Wiesz co, Jade?- Zapytał nagle z udawaną powagą.
-Nie wiem, ale pewnie zaraz mi powiesz-Wywróciłam oczami.
-Byłabyś beznadziejną żoną.
Spojrzałam na niego z udawaną urazą trzymając rękę na sercu.
-Serio, współczułbym twojemu przyszłemu mężowi-kontynuował-ubierasz się tak skąpo, kusisz, a podejrzewam, że gdyby chciał cię chociaż lekko objąć odruchowo obcięłabyś mu jaja i powiesiła na choince na Boże Narodzenie.
Spojrzałam na niego poważnie i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem
Faktycznie, nie pozwalałam się nikomu dotykać, ale tylko dlatego, że nie lubię kontaktów fizycznych z innymi osobami, nieważne czy z podtekstem emocjonalnym czy nie. Między innymi dlatego też unikam związków.
Dojechaliśmy na miejsce w miłej atmosferze. W dobrym humorze udaliśmy się w stronę sali głównej. Usiadłam obok Jack'a, czekając na powód zwołania spotkania. Wolałam spędzić ten dzień na siedzenie obok grobu taty, ale również na szczerej rozmowie z sobą samym. Był to dość nostalgiczny dzień, nie chciałam więc robić żadnych zleceń.
-Witam. Zastanawiacie się pewnie co tu robicie. Będę się streszczał-mam również sporo spraw osobistych.
Czułam jakby to ostatnie zdanie było skierowane do mnie gdyż wymawiając je posłał mi smutny uśmiech.
-W sobotę szykuje się coś wielkiego. Postanowiłem połączyć nasze siły z zaprzyjaźnionym gangiem. Tym razem nie będzie to rabunek-Wypowiadając ostatnie słowa, włączył ekran, na którym w ułamku sekundy pojawiła się mapa Miami.
-Jak już wspomniałem będzie to ciężkie zadanie, lecz mamy o co walczyć. Celem tej akcji jest odzyskanie zabranych nam wcześniej rzeczy. Mowa tu o kilku samochodach. Pojazdy te nie były zwykłe-Przełączył na kolejny slajd z dwoma czarnymi ssc tuatarami.
-Jest o co walczyć- jak wiecie to gówno jest cholernie drogie. Tym razem musimy się bardziej przygotować. Szczegóły jutro-Ogłosił Rayan i wszyscy nagle ruszyli z miejsca.
Chciałam podążyć za resztą drużyny lecz ktoś za torował mi drogę.
-Jadę zaraz na cmentarz, czuję nagłą chęć rozpłakania się w miejscu publicznym-Mrugnął, po czym kontynuował-chcesz się ze mną zabrać?
W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Zabrałam swoją kurtkę i ruszyłam z stronę samochodu Rayana.
-Twój ojciec pewnie nie chciałby abyśmy w ogóle o nim pamiętali. Zawsze był wrażliwy na cierpienie innych. Chciałby abyś żyła normalnym życiem i nie wracała do przeszłości.
Dobrze wiedział, że to się nie stanie. Wolałam mu jednak nie odpowiadać i zakończyć temat. Reszta podróży minęła nam w kojącej ciszy.






